Moja piekarnia, czyli magiczna pasticceria

Kwintesencją Italii są ich bary, gdzie przy ladzie zamawiasz szybkie espresso i wszyscy w zgiełku dyskutują o ważnych sprawach.  Są też małe, stare często drewniane w środku piekarnie gdzie wybór rogalików, ciasteczek i bułek nie jednego może zaskoczyć i spowodować u niego szybsze bicie serca. To też miejsce w którym tkwi życie towarzyskie. Nie da sie do niego wejść niezauważonym. Nie istnieje coś takiego. Włosi celebrują kontakt z drugim człowiek i to jest piękne.

Nie ma bezosobowych piekarni gdzie smutno skanujesz to co chcesz kupić i kartą czyli jednym ruchem płacisz za tą przyjemność. Coś takiego nie mieściłoby się we włoskich głowach.

Do piekarni przychodzi się nie tylko po to, aby kupić chleb czy jakiś smakołyk na później. To miejsce gdzie sprzedawca dobrze cię zna i widzi po twojej twarzy czego dziś potrzebujesz. Uwierzcie mi Włosi są w tym mistrzami.

To miejsce magiczne, które przenosi Cię do odległych czasów. To centrum wszechświata, gdzie po jednej stronie starsi panowie dyskutują o losach wielkiej Italii, a po drugiej miły sprzedawca dopytuje Cię kiedy zamierzasz zjeść ciasteczko, które zakupiłeś. Jest to dla niego cenna informacja czy konsumpcja odbędzie się przed czy po kolacji, bo musi udzielić ci wskazówek jak przechowywać zakupioną słodycz. Dokładna instrukcja musi być skierowana do Ciebie bezpośrednio, żebyś nie przegapił tej cennej lekcji i zasmakował tego co kupiłeś w pełnej krasie. Dla włochów liczą się doznania smakowe i węchowe także sytuacja jest poważna.

Ale zacznijmy od początku.

Uśmiechnięty pan wita cię przy wejściu. Stary, pomarszczony idealnie wkomponowany we wnętrze, które jest mniej więcej z tego samego okresu co on, albo o zgrozo jeszcze starsze. Przecież zazwyczaj w takich miejscach z tradycjami pracują razem od pokoleń całe rodziny ( nostri familie).

Taka jest też ta piekarnia i chyba ją lubię. Piekarz pieczołowicie zapakował moje zakupy. Starannie oddzielił i zapakował osobno słodkie pieczywo traktując pistacjowe rogale jak małe dzieła sztuki, które nie nudzą mu się chociaż patrzy na nie od kilkudziesięciu lat. Tego na pewno możemy uczyć się od Włochów. Wielkiej miłości do swoich produktów.

Tak sobie myśle, że to chyba lepsze od samoobsługowych sklepów, gdzie po wejściu na twoje Dzień dobry nie usłyszysz odpowiedzi. Starsi ludzie na pewno to zrozumieją, bo w takiej rzeczywistości się wychowali, a ta nowa jest dla nich zupełnie obca. Mam wrażenie, że nie tylko dla nich, a przecież każdy potrzebuje rano zjeść świeżego rogalika czy kupić chleb dla swojej rodziny i przy wejściu usłyszeć ciche ale przyjazne Dzień dobry.

Mam nadzieję, że smakowało następny post już wkrótce.

musto